Prawdziwy zwycięzca wyborów to nie Trump, ani Biden. To marihuana, bo przy okazji w 4 stanach przeprowadzono referendum nad jej legalizacją. I we wszystkich wyborcy zdecydowanie zagłosowali za.
Amerykańscy kandydaci w wyborach na prezydenta być może należą do najgorszych w historii Stanów Zjednoczonych. Obaj mają olbrzymi negatywny elektorat. Z jednej strony stał Donald Trump, człowiek niezrealizowanych obietnic i pełen frazesów, który nie chce pokazać swoich zeznań podatkowych z lat 90. Ma z nich wynikać, że czterokrotnie zbankrutował i że przez kilkanaście lat nie płacił żadnych podatków, bo jego szemrane firmy – kasyna i hotele – były na to zbyt biedne. Choć Trump kreuje się na wielkiego amerykańskiego biznesmena, jest w dużym stopniu szarlatanem, celebrytą który sławę zdobył dzięki występom w filmie i w telewizji.
Odwrócili się od niego nawet konserwatywni i religijni wyborcy, którzy zarzucają mu, że chociaż opowiada, że jest religijny, to nie chodzi do kościoła, tylko w niedzielę gra w golfa. Poza tym jednym z filarów jego biznesu była niemoralne w ich rozumieniu konkursy miss o podejrzanej proweniencji. Choć Trump kreuje się również na amerykańskiego patriotę, żonę sprowadził sobie z Europy Wschodniej. Przeszłość jego słoweńskiej żony jest zresztą równie niejasna, okłamała między innymi amerykanów, że skończyła studia w swoim kraju.
Trump wykazał się również dużą inercją w rządzeniu krajem – nie poradził sobie z zamieszkami rasowymi na ulicach miast USA i nie opanował murzyńskich rozruchów. Przyjął postawę typową dla lokalnych urzędników, nie wysyłając wojska i nie wprowadzając stanowczo porządku. Sztandarowy projekt Trumpa, którym był bezsensowny mur na granicy z Meksykiem, nie mógł nikogo przekonać, a był marnotrawstwem 18 miliardów dolarów. Nawet bardzo konserwatywni wyborcy mogli poczuć się rozczarowani jego słabą kadencją i dlatego hollywoodzki celebryta musiał przegrać wybory.
Donald Trump pozuje przed pomnikiem Jana Pawła II w Waszyngtonie ze słoweńską żoną. Jak zarzucili mu dziennikarze, nie wszedł jednak nawet do kościoła żeby się pomodlić.
Niestety, kandydat Demokratów nie wypada lepiej. Wieloletni senator Joe Biden prezentuje się tu jako sklerotyczny dziadek, który ma problemy z pamięcią i zachowuje się dziwnie. Podczas wywiadów regularnie zapomina o czym mówi, a zaledwie kilka dni temu Donald Trump pomylił mu się z Georgem Bushem, przeciw któremu startował w 2009 roku (razem z Obamą). Joe Biden, mający już 77 lat, nie pamięta też który jest rok.
Kompilacja Joe Bidena wąchającego małe dziewczynki. Obejrzyjcie dobrze ten film – to będzie amerykański prezydent. Spadek zdolności kognitywnych wskazuje na zaawansowaną demencję, być może chorobę Alzheimera. Można się spodziewać, że kierować krajem będą sekretarze (odpowiednik ministrów w USA), inne osoby z otoczenia oraz wpływowi lobbyści.
Demokraci mogli wybrać znacznie sensowniejszych kandydatów, ale podobnie jak w przypadku poprzednich wyborów w których ustawili Hilary Clinton, postawili na prostego w sterowaniu Bidena. Będzie on najstarszym prezydentem w historii Ameryki. Bardzo sensowni kandydaci z pomysłem na kraj, tacy jak Bernie Sanders i Andrew Yang odpadli w prawyborach, bo nie mieli wpływów, ani pieniędzy żeby prowadzić kampanię. Z kolei Biden wywodzi się z rodziny wpływowych milionerów naftowych i jest w polityce od 50 lat.
Kto wygrał wybory? Narkotyki.
Amerykanie mając tak słaby wybór kandydatów na prezydenta wybrali za to inną propozycję. To narkotyki, bo przy okazji wyborów w czterech stanach przeprowadzono referendum w sprawie legalizacji marihuany w celach rekreacyjnych. Są to
- Arizona: 59.9% na tak,
- Montana: 57% na tak,
- New Jersey: aż 67% na tak,
- Dakota Południowa: 53% na tak.
Zakup narkotyków jest legalny dla osób od 21 roku życia, podobnie zresztą jak sprzedaż alkoholu w konserwatywnych stanach. Jakby tego brakowało Oregon zalegalizował nawet posiadanie niewielkich ilości twardych narkotyków, takich jak heroina, LSD albo kokaina. To pierwszy taki przypadek na świecie.
Warto podkreślić, że każdy z kandydatów na prezydenta w wyborach 2020 (w tym kandydaci libertariańscy, zieloni, czy raper Kanye West) popiera legalizację poza Donaldem Trumpem. Powiedział on, że „marihuana obniża iloraz inteligencji”. Nie jest on jednak bez racji i w badaniach u nieletnich palaczy marihuany dobrze stwierdzone jest upośledzenie rozwoju oraz niższe IQ o 3 do 4 punktów.
Marihuanowy biznes w USA
Sklep z marihuaną w Waszyngtonie
Za legalizacją tego narkotyku z konopii indyjskich stoją mocni lobbyści i biznes który w ostatnich latach rozwija się bardzo szybko. Sklepy z marihuaną wyrastają jak grzyby po deszczu, a na cannabis stocks można zarobić więcej niż na akcjach NASDAQ, o czym pisałem już 3 lata temu. Legalizacja marihuany rozpoczęła się w USA już w 2016 roku i Stany Zjednoczone poszły drogą opodatkowania i kontrolowania produkcji, ponieważ kraj nie mógł poradzić sobie z przemytem i produkcją narkotyków. Już w 2017 roku branża ta warta była 9 miliardów dolarów i dynamicznie się rozwija, bo kolejne stany legalizują tak zwaną „trawę”.
Branża marihuany tworzy też wiele miejsc pracy. Oto przykład stanowisk z portalu 420careers.com (420 to liczba utożsamiana z marihuaną) w którym znajdują się ogłoszenia o pracę w tej branży. Wśród stanowisk są między innym Główny Ogrodnik, Przedstawiciel Handlowy, Kierowca dowożący marihuanę na zamówienie czy Specjalista ds. mediów społecznościowych promujący firmę kanałami YouTube, Twitter, Facebook, Instagram. Na tym ostatnim stanowisku można zarobić około 17 tysięcy złotych miesięcznie, w przeliczeniu na naszą walutę.
Przypadek Oregonu który wszedł na drogę legalizacji twardych narkotyków wskazuje, że w niedługim okresie zalegalizowane w USA będą powszechnie także narkotyki takie jak kokaina czy LSD. Amerykańskie władze mają nadzieję zapanować w ten sposób nad liczbą narkomanów, która rośnie tam wykładniczo. Donald Trump na początku swojej kadencji ogłosił stan epidemii uzależnień od narkotyków, w szczególności od opioidów.
Liczba zgonów z powodu przedawkowania narkotyków w USA. Źródło: CDC.
Narkotyków w USA nadużywają i handlują głównie mniejszości etniczne. Jak na razie kraj przegrywa wojnę z narkotykami i wybiera drogę legalizacji. Z pewnością nie zmniejszy to liczby narkomanów, ale przynajmniej do budżetu wpadną pieniądze z podatków.
Ulice San Francisco opanowane przez narkomanów. To codzienny widok wielu miast w USA. Problem narkomanii nie był dominujący w kampanii żadnego z kandydatów na prezydenta.